Tyle jest tu słodziaków Hazzy :)

niedziela, 3 maja 2015

Chapter 3

PRZEPRASZAM!!! Przepraszam za brak rozdziałów. Nie mam dostępu do internetu, ale się staram. Nie wiem jednak czy ktoś czyta. Proszę o komentarze.

************************************
* Oczami Rebecy*
Byliśmy na zakupach. Ja kupiłam to to. Harry'ego udało mi się namówić na to. Po odwiedzeniu ogromnej ilości sklepów poszliśmy do Starbucksa. Zę Stylesem naprawdę można się dogadać. Jest świetny. Niestety posiedzieliśmy może pół godziny, a potem do lokalu przyszła dwójka policjantów. Pewnie przyszli się tylko napić, ale wyszliśmy z lokalu dla bezpieczeństwa.
- Jednak te zakupy to był mega pomysł. - stwierdził Harry gdy wysiedliśmy z samochodu.
- Masz rację. Było świetnie. - powiedziałam przypominając sobie jak Harry zachowując się jak prawdziwy krytyk mody dobierał mi ubrania.
- Hej!! Wróciliśmy!! - zawołałam wchodząc do mieszkania. Odpowiedziały mi okrzyki "siema" z salonu. Odłożyłam swoje torby obok kurtek, ściągnęłam buty, czapkę i okulary, a potem weszłam do salonu.
- Gdzie Zayn?? - zapytałam.
- U siebie w pokoju. Ty masz pokój na przeciwko Hazzy. Ja i Niall zdobyliśmy większość twoich rzeczy, bo i tak policja miała jest przeszukać. Uratowalismy dwie pary butów, kilka koszulek, dwie pary dresów, jakieś cztery pary rurek, dwie czapki, laptopa, telefon, słuchawki, jakieś twoje zeszyty, torebkę i plecak. Poprosiłem moją dziewczynę, żeby kupiła ci parę drobiazgów, jakieś kosmetyki, babskie rzeczy, pościel no i ogólnie jakieś rzeczy. Poukładała ci tam i wyszła jakieś 10 minut temu. - tego wszystkiego dowiedziałam się od Liama ponieważ chwilowo nie grał na konsoli.
- W co gracie?? - zapytał Harry i dołączył do watachy.
- Ja idę na górę. - powiedziałam i wróciłam się po torby, a potem poszłam na piętro. Szukałam pokoju Zayna. Na różnych drzwiach pisały różne rzeczy. Od razu rozpoznałam pokój Nialla. Był obklejony naklejkami z żarciem i śmiesznymi tekstami. Jedyne czyste drzwi należały chyba do Liama. Pokój Louisa miał ciemne drzwi w paski z naklejką "Don't Touch". Naprzeciwko były drzwi z naklejką marihuany i naklejką że śmiesznymi memami. To pokój Zayna na 96 %. Zapukałam.
- Nie czaić mi się pod drzwiami bo zastrzelę! - usłyszałam głos mojego brata. Weszłam do jego sypialni. Ładna.
- O, hej młoda. Widzę, że byłaś na tych zakupach
Chłopcy odzyskali niektóre twoje rzeczy i trochę kasy. Dodałem ją do sejfu razem z pieniędzmi, które masz odkladane od sierocińca. Razem masz około 30 tysięcy funtów. - powiedział odrywając wzrok od laptopa. Dam głowę, że nie sprawdzał facebooka tylko jakieś bazy danych.
- Ok. Potem coś się wymyśli. A ty jak się czujesz? - zapytałam.
- Dużo lepiej. Rana nie była bardzo głęboka. Szybko się zagoi. Teraz szukam szczegółowych informacji o pewnym kartelu narkotykowym. Zajmuję się nim Taylor Darwin. Pamiętasz go nie?? Zwykły złodziej i skurwiel. Niestety ma o nas za dużo informacji i trzeba z nim porozmawiać. - powiedział Zayn.
- Jeśli Alec go znajdzie to może się to źle skończyć. Ten pierdolony sukinsyn leci na kasę jak dziwka. FBI pewnie będzie skorę mu sporo zapłacić po czym i tak go wykończą. W końcu to jeden z najbardziej znanych ćpunów w kraju. - stwierdziłam.
- Tak. Za miesiąc organizuje wyścig. Wielki wyścig w Los Angeles. Będą tłumy. Ćpunów, gangsterów i tych co lubią ostrą jazdę. Pełno dziwek, towaru i szybkich samochodów. Kto wygra zgarnia 300 tysięcy i dowolny samochód z wyścigu. Jednak nagrodę trzeba odebrać osobiście od Taylora. To jedyna okazja aby się do niego zbliżyć. Jednak wygranie będzie trudne. Ogromna konkurencja z Londynu, Miami, Tokyo i Irlandii. Z samego LA będzie multum osób.
- Gdzie on to zrobi?- zapytałam.
- Na obrzeżach, totalnym pustkowiu na którym można zrobić zajebisty tor. Będzie pewnie zorganizowana afera w mieście, a on na peryferiach zrobi interes roku. - odpowiedział mi brat.
- Jadę. Wygram to.
- Nie pozwolę ci jechać samej. Pojedziemy wszyscy. - zadecydował Zayn. Jeszcze chwilę pogadaliśmy, a potem poszłam do swojego pokoju. Dziewczyna Liama jest genialna. Gust to ona ma. Przebrałam się, wzięłam deskę i zeszłam na dół.
- Wychodzę. - mruknęłam zakładając bluzę i czapkę.
- Gdzie? - oderwał się od gapienia w telewizor Harry i podszedł do mnie.
- Pojeździć. Wrócę za godzinę góra.- odpowiedziałam i wyszłam. Udałam się na opuszczony skate park. Tak dawno nie jeździłam. Jednak nie wypadłam z formy.
- Hej!! Laluniu!! Wyskakuj z ubrania bo chcemy się zabawić. - usłyszałam męski głos. Obróciłam się i zobaczyłam trzech mężczyzn idących w moją stronę. Jeden miał broń. Już sięgnęłam za pasek przy spodniach po broń, ale... jej tam nie było. Nie wzięłam jej. Zapomniałam.
- No co?? Nie słyszysz jak kurwa mówię?! - jeden z nich przystawił mi spluwę do szyi i szarpnął za bluzkę.
- Hej!! Odejdź od niej szmato!! - usłyszałam krzyk, a potem jakiś PRZYSTOJNY chłopak złapał za bluzę mojego oprawcę i wyciągnął broń. Tamci zwiali.
- Dzięki. - powiedziałam, wzięłam deskę i już chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Jestem Alan. Ty jesteś Lexi Malik prawda?? Masz. Zadzwonię. - powiedział, uśmiechnął się, podał ci kartkę z numerem telefonu i odszedł. Zarumieniłam się. Ja się zarumieniłam!!! Zaskoczona poszłam do domu.
Gdy byłam pod drzwiami zauważyłam, że moja koszulka jest poszarpana.
- Zajebiście. - mruknęłam i weszłam do środka.
- Hej chłopcy!! - wydarłam się. Odłożyłam deskę a potem Harry pojawił się w hallu. Chciał coś powiedzieć, ale gdy zobaczył koszulkę zamknął buzię i podszedł do mnie.
- Co ci się stało?? - zapytał.
- Nic. - odpowiedziałam krótko i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie.
- Kto ci to zrobił?!
- Poszłam pojeździć. Pewnym osobom zachciało się  ze mną zabawić. Nie miałam ze sobą broni. Taki jeden chłopak mi pomógł. Spokojnie!! Przecież nic mi nie jest. - dodałam, bo Harry zacisnął pięści, a jego oczy zrobiły się dwa razy ciemniejszę niż normalnie.
- Czy oni jeszcze są w skateparku?! - chłopak był wkurwiony do granic możliwości. Założył kurtkę i buty. Zareagowałam dopiero gdy ruszył do drzwi.
- Harry!! Nigdzie nie idziesz idioto!! - naparłam rękami na jego klatkę piersiową próbując go zatrzymać.
- Zejdź mi z drogi. - warknął. Wiedząc, że w tym momencie nie zatrzymam go sama pozwoliłam mu wyjść. Żaden z chłopców nie chciał by go tutaj zaciągać siłą, bo są przyjaciółmi. Wpadłam tylko na jeden pomysł. Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Alana.
- Hej Alan tu Lexi. Słuchaj mój przyjaciel dowiedział się o tych kolesiach w skateparku i poszedł ich szukać. Sam nie da rady, a i tak trzyma z moim bratem więc jest na gównianej pozycji z policją. Znajdziesz go?? Błagam. - powiedziałam na jednym wydechu.
- Spokojnie księżniczko. Twój przyjaciel tak?? Jak wygląda i jak ma na imię. Jestem w okolicy i postaram się go znaleźć. - odpowiedział mi Alan.
Jak ja się cieszę, że go poznałam.
- Jezu, dzięki wielkie Alan. Nazywa się Harry, wysoki, ubrany w czarną kurtkę, loki, zielone oczy...
- Dobra, dobra. Wystarczy. Lecę go szukać. Gdzie go przyprowadzić??
- Powiedz mu, że Lexi Malik mówi, że jest dupkiem i ma grzecznie dać się odprowadzić do domu. Poda ci adres. Powodzenia. - powiedziałam.
- Nie martw się. Do zobaczenia. - odpowiedział mi i rozłączył się. Odetchnęłam z ulgą. Ten Alan był świetny. Ruszyłam na górę do pokoju Zayna. Zastałam tam wszystkich oprócz Hazzy. Grali w Fifę rozmawiając o jakości japońskich pistoletów. Ciekawe połączenie. Opadłam na łóżko obok Nialla.
- Co się stało Lexi? - zapytał blondyn. On i Louis akurat nie grali.
- Gdy byłam w skateparku napadło na mnie dwóch gości. Mieli broń i chcieli się  zabawić. - w tym momencie Zayn głośno wciągnął powietrze i oderwał się od gry.
- Co?! - Liam też zareagował.
- Nie przerywać. Ja nie miałam broni, ale wtedy pojawił się taki Alan. On ich przegonił. Niestety gdy wróciłam do domu zobaczył mnie Hazz. Dostrzegł moją bluzkę i wyciągnął że mnie całą historię. Nieźle się wkurwił i wyszedł ich szukać. Próbowałam go zatrzymać, ale nie dałam rady. Zadzwoniłam do Alana, bo dał mi swój numer. Teraz on szuka Hazzy. - opowiedziałam im wszystko i opadłam na poduszki. A przynajmniej miałam taki plan, bo i tak źle wymierzyłam i spadłam na Nialla.
- Ał. - już chciał narzekać, że będzie miał siniaki czy coś, ale Zayn mu przerwał.
- Dlaczego nas nie zawołałaś?!
- Ty nie za dużo byś zrobił, tylko Louis wie gdzie jest ten skatepark, a po za tym nie chcecie się z nim szarpać. Poprosiłam więc Alana. Da sobie radę. Jest taki jak trzeba, silny, przystojny, miły...
-Och, zamknij się. Zaraz żygnę. - uciął Niall. Walnęłam go z łokcia.
- Trzeba było tyle nie żreć. - odpowiedziałam opryskliwie i się uśmiechnęłam. Przez godzinę grałam z chłopcami w Fifę (wygrałam z Zaynem i z Liamem, ale przegrałam z Louisem i Niallem). Cały czas martwiłam się o Harry'ego i Alana. Gdy oglądam mecz Louis vs Zayn usłyszałam otwieranie drzwi na dole. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam na dół. W drzwiach zastałam Alana.
- Harry jest w kuchni. Trzeba się nim zająć. - powiedział.
- Dzięki wielkie. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jak ja ci się odwdzięczę?
- Możesz mi się odwdzięczyć idąc że mną na randkę w piątek o 18:00. - powiedział i uśmiechnął się. Miał boski uśmiech.
- Chętnie. To o 18:00 u mnie??
- Tak. Będę na czas. Pa. - powiedział i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam w stronę kuchni zła jak kurwa nie wiem co. Już miałam nawrzeszczeć na Harry'ego, ale wtedy go zobaczyłam. Stał na przeciwko mnie obok okna, wkurzony, ale skruszony, z rozciętą wargą i śladami po krwi lecącej z nosa. Miał potargane loki i poranione knykcie.
- Przepraszam Lexi. Wybacz, że musiałaś ściągać swoich przyjaciół, żebym się opanował. Po prostu nie mogłem dać im spokojnie odejść po tym co chcieli ci zrobić. Co prawda pobiłem dość ciężko jednego, ale tamten drugi... - zaczął się tłumaczyć, ale ja po prostu wtuliłam się w niego, a on po chwili zatopił twarz w moich włosach.
- Harry tak bardzo cieszę się, że nic ci nie jest. - powiedział odsuwając się od chłopaka. On uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnęłam z szafki obok wodę utlenioną, waciki i bandaże. Zamoczyłam waciki w zwykłej wodzie i zmyłam resztki krwi spod nosa Hazzy.
Potem nalałam trochę wody utlenionej na następny wacik i przemyłam delikatnie ranę na ustach Harry'ego. Syknął z bólu. Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam się jego knykciami. Były strasznie poranione. Przejechałam delikatnie palcem po nich. To dla mnie. Za mnie. Przemyłam i jedną i drugą dłoń, a potem obandażowałam je. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że Harry ma zamknięte oczy. Jego idealne usta z jedną ranką po prawej stronie tak mnie kusiły. "To mój przyjaciel!! " skarciłam się w myślach. Pozbierałam rzeczy i schowałam do szafki. Gdy się odwróciłam chłopak nadal stał w tej samej pozycji z zamkniętymi oczami. Stanęłam na palcach i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Gdy chłopak otwierał oczy ja szybko uciekłam do swojego pokoju. Co we mnie wstąpiło. Jasne, że mi na nim zależy. To mój przyjaciel. Jasne, że go potrzebuje. To mój przyjaciel. Jasne, że uważam, że jest przystojny. Każda tak uważa. Wiadomo, że nie chcę, aby cierpiał. To mój przyjaciel. Chcę go tylko dla siebie. Mój przyjaciel. Jestem zazdrosna widząc pełne porządania spojrzenia innych kobiet w galerii. Przyjaciel. To tylko... przyjaciel... "Gówno prawda" ohh.. zamknij się sumienie.

sobota, 28 marca 2015

Chapter 2

Hejo :*
Po długiej przerwie wracam.
Miłego czytania.
..........................................................
Zeszłam razem z Zaynem do salonu.
- Chłopcy!! To jest moja siostra - Lexia. Mówicie do niej Lexi. Jest teraz tak samo ważna w tym gangu jak ja. Może kojarzycie gang Demons??? To ona była jego szefem. Jeden z członków jej gangu - Alec Mason wydał całą resztę. Musimy sprawdzić kto żyje, jak jest ze sprzętem i co zostało z domu Lexi. - powiedział i rzucił na stół pliki kartek. Podeszłam do stołu gdy zobaczyłam swoją twarz na jednym ze zdjęć.
- Masz dane mojego gangu?? - zapytałam zdziwiona.
- Ja je zabrałem z FBI. Zayn prosił. - powiedział blondyn.
- Tak w ogóle to jestem Liam, to Niall, Louis i Harry. - powiedział brunet że strzałkami na ręce.
- Lexi Anabell Malik. W takim razie Niall i Liam pojadą sprawdzić co z tymi osobami - Mark Frow, Suzanne Roves, Rick Martin i Weyn Bolton. Adresy są w folderach. Louis i Zayn pojedziecie sprawdzić resztę, czyli Eric Useto, Alissa Eton, Paul Gwein, George Helts, Naomi Young, Nathan Letss. Ja jadę sprawdzić  broń i samochody. - powiedziałam dumna z tego, że nie ryczę w koncie tylko stoję i obmyślam plan.
- A ja?? Niewidzialny jestem?? - no tak. Zapomniałam o Harrym.
- Dobra to pojedziesz ze mną. - powiedziałam zrezygnowana. Miałam nadzieję, że pojadę sama.
- Lexi wybierz sobie jakiś samochód z garażu. - powiedział Zayn. Razem z Harrym poszłam do ich garażu.
- Ile macie aut? - zapytałam.
- Tutaj siedem. W paru innych miejscach jest ich jeszcze trochę i w sumie będzie ich około 60. - powiedział loczek gdy byliśmy już na dole. Wachałam się, ale wybrałam porsche cayman.
- Wsiadaj do cayman'a. Ja prowadzę. - powiedziałam. Chłopak westchnął i zdjął kluczyki z wieszaka przy windzie. Podał mi je i poszedł w stronę pojazdu.
- Czekaj Harry. Broń. Gdzie trzymacie?? - zapytałam. Uświadomiłam sobie jaki błąd bym popełniła nie zabierając broni.
- W magazynie. Chodź. To tamte drzwi. - powiedział i zaprowadził mnie do magazynu. Pomieszczenie było niewielkie. Widać na pierwszy rzut oka, że to tylko podręczny skład broni. Harry wziął dwa glock 19. Podał mi pistolet dla mnie.
- Skąd macie glock'a?? - to dobre pistolety.
- Brazylia. Wcześniej zamawialiśmy z Madrytu, ale zaczęli węszyć. - odpowiedział gdy wsiedliśmy do samochodu. Po dwudziestu minutach jazdy w całkowitej ciszy podjechałam pod hangar z bronią.
- To opuszczona fabryka. W pomieszczeniu gdzie kiedyś był jakiś składzik pewnie na mopy znajduje się przejście do windy. Dwa piętra w dół jest duży magazyn z bronią. Idziemy. - powiedziałam Stylesowi mniej więcej gdzie mamy pójść. Mam nadzieję, że z bronią wszystko w porządku.
- Ktoś miał pilnować magazynu kiedy was dopadli?? - zapytał. Hmmm...
- Rick!! On miał sprawdzać nową dostawę. - powiedziałam i przyspieszyłam. Może Rick Martin jeszcze żyje??
- Uważaj na spadające pręty i patrz po czym chodzisz. - pouczyłam chłopaka. Już prawie byliśmy przy składziku gdy nagle Harry rzucił się na mnie. Wylądowaliśmy kawałek dalej - ja pod nim. Już chciałam go opierdzielić, ale spadający, żelazny drut uświadomił mi, że gdyby nie ten idiota to już bym nie żyła.
- Dzięki. - wymamrotałam. Nie czułam się zbyt komfortowo w tej pozycji. Zielonooki chyba też nie, bo wstał i podał mi rękę. Chwyciłam ją i wstałam.
- Ale tutaj jedzie. - twarz chłopaka wykrzywił grymas. Rzeczywiście cuchneło. Ale ten zapach był jakiś dziwny.
- Nigdy tu tak nie jebało. O cholera!! - wydusiłam gdy wsiedliśmy do windy. Im bliżej dołu tym bardziej śmierdziało.
- Kurwa. Mam złe przeczucia. - powiedział Harry. Zaraz potem winda zatrzymała się i drzwi się otworzyły. Odór był nie do zniesienia.
- Niezła miejscówa. Jednak z twojej broni już pożytku nie będzie. - stwierdził Harry gdy zobaczył stos zniszczonych pistoletów i innych dupereli. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam, że na fotelu odwróconym do nas tyłem ktoś siedzi.  Rozpoznałam kasztanową czuprynę Ricka.
- Rick!! - wykrzyknęłam. Podbiegłam do fotela i odwróciłam przodem do siebie. Nie tego się spodziewałam. Z sykiem wciągnęłam powietrze. Harry jeknął z odrazy i smrodu. Chwycił mnie za ramię.
- Nie patrz. Chodź już. - wydusił. Ten widok zszokował nawet Stylesa. Na fotelu siedział Rick. Rick z poderżniętym gardłem, wydłubanymi oczami i odciętymi palcami. Jego ciało powoli gniło. Stąd ten smród. Czułam, że żołądek podchodzi mi do gardła. Lubiłam Ricka. Dobrze, że nic nie jadłam, bo pewnie zwymiotowałabym. Zabijałam.
Byłam zimną suką.
Torturowałam.
Ale widok mojego gnijącego przyjaciela, a raczej jego zwłok przyprawiał mnie o dreszcze. Harry pociągnął mnie za sobą. Nie wiem jakim cudem znalazłam się w samochodzie na siedzeniu pasażera z przodu. Widocznie się wyłączyłam.
- Wszystko w porządku Lexi??
- Nic nigdy nie było w porządku, Harry. Jedźmy już. Teraz na Host Street 69A. To mój prywatny magazyn. Nikt o nim nie wiedział. - podałam adres i uchyliłam okno w samochodzie. Czułam się winna śmierci Ricka.
- To tutaj?? Wygląda jak warsztat samochodowy. - Harry zaparkował.
- Bo to jest, warsztat samochodowy debilu. - to miejsce nie było na widoku. Nie wzbudzało podejrzeń i było idealne.
- Mam do niego klucze. Chodź. - powiedziałam i wysiadłam z samochodu. Skierowałam się do dużych drzwi i otworzyłam je kluczem. W warsztacie stało pięć samochodów - czarny Hamer, zielone porsche, niebieski lexus, czerwone bmw i biały jaguar.
- No, no. Niezły składzik. - powiedział z aprobatą Styles. Uśmiechnęłam się tylko i podeszłam do kolejnych drzwi. Nie były zamknięte. Było to wejście do małego pomieszczenia. Miałam tutaj części samochodowe, kilka pistoletów, dwa noże i kluczyki do wszystkich auta.
- Najwidoczniej nadal Alec nie wie o istnieniu tego garażu. Muszę poprosić Zayna, aby przetransportował te samochody. Jedziemy teraz na Totham Street. - powiedziałam. Harry skinął głową i wyszedł z warsztatu. Zamknęłam lokal i wsiadłam do porsche cayman. Harry odpalił silnik i ruszył. Włączyłam radio i usłyszałam fragment komunikatu.
- Wczoraj na Totham Street został wysadzony magazyn z samochodami prawdopodobnie należącymi do jakiegoś gangu... - to był jedyny taki budynek w tej okolicy. Wściekła wyłączyłam urządzenie i zacisnęłam pięści.
- Nie jedziemy na Totham Street prawda?? Więc gdzie teraz?? - zapytał loczek.
- Moje mieszkanie jest wyczyszczone do zera, broń zjebana, samochody wysadzone, Rick nie żyje... jedziemy do was. - zdecydowałam. Harreh zawrócił. Po pół godziny jazdy i słuchania muzyki byliśmy na miejscu. Zobaczyłam czerwonego lexusa, a to oznacza, że Niall i Liam wrócili. Szybko wysiadłam z samochodu i wpadłam jak burza do domu chłopaków.
- Ktoś przeżył?? - zapytałam wbiegającego do salonu. Zaraz za mną pojawił się Harry. Spojrzałam na Liama, a potem na Nialla. Mieli ponure miny. W mieszkaniu nie było nikogo więcej.
- Nikt nie przeżył. Ricka nie znaleźliśmy.
- Jest martwy. Dopadli go w magazynie z bronią. - odpowiedział za mnie Harry. Opadłam na kanapę. Ci wszyscy ludzie. Znalazłam ich. Pracowali dla mnie. Teraz wszyscy nie żyją. Przeze mnie. Co ja teraz zrobię, nic mi nie zostało. To wszystko co osiągnęłam na czarnym rynku...
- A co wy znaleźliście?? - zapytał Niall z ustami pełnymi popcornu.
- Zostało mi jakieś pięć pistoletów. Około 40 aut poszło się jebać. Multum zjebanej broni. Ludzie nie żyją. Mój dom to pewnie ruina. Nic kurwa nie pozostało. Wszystko przez tego pieprzonego Aleca. Chuj jebany cwel. - byłam wściekła. Wstałam i wyszłam z domu. Miałam ochotę coś roztrzaskać. Usłyszałam warkot silnika. Czarne lamborghini Zayna podjechało pod dom. Czekałam, aż Zayn pojawi się w zasięgu mojego wzroku. Czekam i czekam.... co się dzieje?? Wciągnęłam spluwę i powoli ruszyłam w stronę podjazdu. Wyjrzałam zza ogrodzenia. Na podjeździe stało lamborghini Zayna. Louis klęczał obok czegoś. Wyglądał jakby miał się przewrócić.
Wyciągnęłam komórkę, którą miałam w kieszeni. Napisałam sms'a do Hazzy "Szybko na podjazd!!" (tak mam jego numer) i wyszłam z ukrycia.
- Louis??
- Lexi.. Zay.. - wykrztusił chłopak i wstał. Usłyszałam kroki Harry'ego. Spojrzałam na miejsce przy którym wcześniej klęczał Tomlinson.
- Zayn!! - zszokowana podbiegłam do leżącego obok samochodu brata i uklękłam przy nim. Dotknęłam jego szyi by wyczuć puls. Żyje.
- Zayn?? Zayn słyszysz mnie?? - byłam jak sparaliżowana. Obok mnie pojawił się Liam.
- Jest puls? - zapytał szybko i przewrócił Malika na plecy. Pokiwałam głową patrząc się na krwawiącą ranę na brzuchu mojego brata. Niall i Liam podnieśli ostrożnie mulata i wnieśli do domu. Powoli wstałam i zobaczyłam, ze Harry rozmawia z Louisem.
- Louis!! Co mu się stało?! - podbiegłam do nich. Harry złapał mnie za ramię gdy chciałam zmusić Tommo do udzielenia mi odpowiedzi.
- Dopadł nas. Alec. On współpracuje z FBI i CIA. - powiedział powoli Louis.
- Mieliście się nawzajem ubezpieczać!! Jak to jest, że tobie nic nie jest, a on ledwo żyje?! - byłam wkurwiona. Harry mocniej chwycił moje ramię.
- Stchórzyłem. Było ich naprawdę dużo, a do tego FBI. Ja mam dziewczynę. Boję się o Eleanor!! Gdy jeden z nich mnie obezwładnił Zayn go zastrzelił, a ja spieprzyłem do samochodu. - powiedział skruszony. Oj, w dupie mam jego skruchę.
- Co?! - wydusił zaskoczony tym co usłyszał Styles. Puścił mnie, a ja wykorzystałam okazję i skoczyłam na Louisa. Uderzyłam go z pięści w twarz i kopnęłam w brzuch.
- Ty chuju!! Pieprzony egoistyczny...- urwałam raptownie bo poczułam ból i pieczenie prawego policzka. Louis mnie uderzył. Wszystko nagle wróciło. Wspomnienia z sierocinca gdy za każde nieposłuszeństwo dostawałam po twarzy od jednego z opiekunów. To jak mnie dotykali. Cała trauma z lat dzieciństwa. Poczułam na policzkach łzy. Chwiejnym krokiem cofnęłam się do tyłu. Poczułam czyjeś silne ręce, które oplataja mnie abym nie upadła. Dotyk zadziałał na mnie jak strzał z armaty. Wzdrygnęłam się i zaczęłam szarpać.
- Lexi!! Lexi to ja Harry... - Harry. Harry. Harry.
- Harry. Zabierz mnie od niego. - wykrztusiłam. Styles natychmiastowo wykonał moją prośbę delikatnie przytuląc mnie do siebie.
Nim się spostrzegłam byliśmy w kuchni. W domu.
- Lexi? Co się stało?? - zapytał Harry. Patrzyłam w ziemię i zbierałam się do wymyślenia jakiejś bajeczki, aby tylko uciec od prawdy. Niestety. Stało się. Harry delikatnie dotknął mojego podbródka ręką i podniósł moją głowę tak, że patrzyłam mu prosto w oczy. Kurwa. Patrząc w te zielone ślepia zapomniałam jak się nazywam. Czułam, że muszę mu zaufać. Czułam, że mogę mu się zwierzyć. Chłopak nadal intensywnie mi się przyglądał. Cofnęłam się o krok.
- Harry ja... to nie jest takie proste... jestem twarda, ale... kurwa nie potrafię!! - nie umiałam dobrać słów. - Wyduś to z siebie.
- Harry ja gwałtownie zareagowałam. Do tej pory jeśli ktoś mnie uderzył nie reagowałam tak szybko. Ja miałam po prostu trudne dzieciństwo. Jako siedmioletnie dziecko zostałam porzucona przez rodziców. Został mi tylko Zayn. Jednak gdy trafiliśmy do sierocińca... wszystko się zmieniło. Mieszkaliśmy w osobnych budynkach. Widywaliśmy się tylko na posiłkach i czasem w szkole. W domach dziecka hoduje się dzieci jak zwierzęta. Tam nie da się żyć. Ja byłam kiedyś bardzo, bardzo wrażliwa. Byłam takim popychadłem. Byłam bita, dotykana, wyzywana... zgwałcona. Uciekłam i potem znowu zostałam całkiem sama. Życie wychowało mnie na zimną sukę. I taka jestem zazwyczaj. Nie otwieram się przed nikim. Jesteś jedyny przed, którym otworzyłam się całkowicie. Teraz można powiedzieć, że znasz moje imię i historię. Nie spierdol mojego zaufania do ciebie. Już raz zaufałam złej osobie. I skończyło się to śmiercią wszystkiego czego dokonałam. - powiedziałam. Na reszcie wyrzuciłam to z siebie. Spojrzałam na Stylesa. On podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Wbrew sobie wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Nie zawiodę cię. Nigdy. Zawsze ci pomogę. Od tej pory możesz na mnie liczyć. Ja też nie miałem kolorowo, ale lepiej od ciebie. Teraz nie będziesz już sama. Masz Zayna, mnie, Nialla, Liama i Louisa, który chwilowo jest dupkiem. Stawiam, że za chwilę będzie cię błagał na kolanach o przebaczenie. Teraz chodź zobaczyć co z Malikiem. - powiedział i odsunął się ode mnie. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Gdy zobaczyłam leżącego na kanapie brata puściłam rękę loczka i podbiegłam do Zayna.
- Zayn?? Jak się czujesz?? - chłopak popatrzył na mnie i blado się uśmiechnął.
- Zajebiście siostra. - parsknęłam śmiechem. Harry też.
- Co się tak właściwie stało?? - zapytał Liam, który właśnie wszedł do pokoju.
- Było ich dużo. FBI, CIA... nie daliśmy sobie rady. - odpowiedział Zayn. Co to, to nie.
- Daliśmy, czy dałem?? Wiemy, że Louis spierdolił. Kłóciłam się z nim o to. Uderzył mnie. - powiedziałam oburzona wersją wydarzeń jaką podał brat.
- Co?! To, to nie tak, że z tchóżył. On ma dziewczynę. Eleanor. Boi się o nią. No, ale tego, że uderzył moją siostrę to mu nie daruje. - powiedział i już chciał poderwać się z kanapy, ale Harry go zatrzymał.
- Ty tu leżysz stary. Nigdzie nie idziesz z tą raną na brzuchu. Niall poszedł po Louisa tak?? Więc Tommo sam tu przyjdzie. - powiedział. W tym samym momencie do salonu wszedł Niall i Louis. Odruchowo trochę się cofnęłam natrafiając na klatkę piersiową Hazzy.
- Louis ty chuju!! Jak mogłeś ją uderzyć?! - odezwał się oburzony Zayn.
- Tak jakoś. - wymamrotał brunet. Harry wyminął mnie i podszedł do Tomlinsona. Zatrzymał się i gdy Lou już otwierał buzię, aby coś powiedzieć Harry zamachnął się i jego pięść wylądowała na szczęce Louisa. Poszkodowany jęknął i zatoczył do tyłu zaskoczony.
- Za co?!
- Za bicie dziewczyn. - odpowiedział mu Harreh.
- Harry wystarczy. Chodź. Muszę jechać na zakupy. Zayn biorę trochę twoich pieniędzy. - powiedziałam i pociągnęłam Harry'ego za sobą.
- Gdzie jedziemy naprawdę?? - zapytał podekscytowany gdy byliśmy w hallu.
- Na zakupy. - odpowiedziałam. Wzięłam z potfelu Zayna, który był w jego kurtce 300 £.
- No to lepiej weź to i to. - powiedział Harry i podał mi okulary i założył czapkę.
- No to idziemy. - powiedziałam. Wyszliśmy razem z mieszkania, ale po pierwszych trzech krokach Harry pobiegł w stronę w miarę nie wyróżniającego się samochodu.
- Ja prowadzę!! - krzyknął i wsiadł do auta. Westchnęłam uśmiechając się pod nosem i wsiadłam od strony pasażera.

niedziela, 22 lutego 2015

Chapter 1

No to stało się :) Chapter pierwszy. Miłego czytania.
Lottie :#
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Siedziałam na komisariacie. Kurwa. Dorwali mnie. W dodatku dorwali mnie przez mojego "przyjaciela". Może jednak opowiem najpierw coś o sobie. Nazywam się Lexia Malik, ale i tak wszyscy mówią na mnie Lexi. Mam 19 lat i mieszkam sama. Teoretycznie. Moi rodzice zostawili mnie i mojego brata gdy miałam siedem lat, a Zayn - mój brat 9 lat. Oddali nas do domu dziecka. I ja i mój brat od najmłodszych lat sprawialiśmy problemy. Gdy miałam 15 lat zwiałam razem z Zaynem. Potem mój brat wciągnął się w czarny biznes, a ja zostałam na lodzie. Teraz jednak wszyscy mnie znają. Głównie za wyścigi, zabójstwa, handel narkotykami i bronią  itp. Nikt jednak nie może mnie złapać. Jestem jak cień. Szybka, zdecydowana, groźna, nieobliczalna, uparta i pewna siebie. Mam swoich ludzi, ale nie darzę ich jakoś szczególnie zaufaniem. Płacę im. Tyle powinno wystarczyć. Dopuściłam do siebie tylko jego. Alec miał ostatnio problemy z glinami więc mnie wydał. Tyle obietnic poszło się jebać. Jednak ja nie płaczę. Co to, to nie. Zrobił tak, a nie inaczej. Niech idzie się jebać. Dzisiaj nie wyjdę tak szybko. Złapali nas wszystkich.
- Panna Lexia Malik. Nieuchwytna, a jednak. Nie próbuj się nawet bronić. Mamy dowody. Odpowiedź mi tylko na te pytania i będziesz mogła wypierdalać do celi. Skąd miałaś broń?? - wkurwiający, stary, wyliniały, pierdolony dupek.
- Wsadź sobie chuja w dupę jak nie masz co robić. Lepiej wyjdź, bo mi tlen zabierasz. Po za tym nie trawię glin pedale. - odpowiedziałam z perfidnym uśmiechem.
- Kto zlecał zabójstwa?? - kontynuował cały czerwony.
- Teletubisie kurwa. Nie zadawaj głupich pytań, bo i tak ci nie odpowiem. - chyba go wkurwiłam, bo trzasnął dłonią o stół.
- Słuchaj gówniaro. Jestem detektywem i komisarzem FBI. Mogę z tobą zrobić co zechcę.
- Pieprz się. - odwarknęłam. Podniósł rękę, zamachnął się i strzelił mnie w twarz. Syknęłam z bólu.
- Zrób to jeszcze raz, a odstrzelę ci głowę kutasiarzu pierdolony. - za nami ktoś stał i najwidoczniej mierzył pistoletem w detektywa. Ten głos poznałabym wszędzie.
- Zayn...
- Teraz ty pedale ręce do góry. Lexi, chodź tutaj. - warknął na policjanta. Wstałam i podeszłam do niego tyłem, aby mieć oko na gliniarza.
- Nikt nie będzie bił mojej siostry. - powiedział i strzelił mu w sam środek czoła. Był dobry, bardzo dobry w tym co robił. Gdy cztery lata temu mnie zostawił byłam na niego wściekła. Potem jednak dowiedziałam się co robi. Dowiedziałam się, że zabija, ściga się i dilluje. Przesyłał mi pieniądze. Dowiadywał się od ludzi co ze mną. Robił to by mnie chronić. Jednak nie miał pojęcia, że siedziałam już w tym bagnie na krótko przed jego odejściem. Gdy usłyszał słowa "Lexi Lions może nie długo wybić Malika z czarnego rynku" wiedział o kogo chodzi. Tak. Mój pseudonim. Ja i on jesteśmy jednymi z najgroźniejszych osób w UK. Ja gang Demons, a on Evil. Gdy odkrył prawdę zadzwonił do mnie. Ten jeden raz, aby się na mnie wydrzeć i wypomnieć, że musiał zostawić jedyną rodzinę czyli ukochaną siostrę, aby ją chronić, a ona sama się wpierdala w takie życie. To był nasz ostatni kontakt.
- Wróciłeś... - wyszeptałam na tyle głośno, aby usłyszał.
- Dla ciebie. - w tym momencie do sali przesłuchań wpadła czwórka chłopaków z bronią.
- Wszyscy wąchają kwiatki od spodu. - powiedział brunet ze strzałkami na ręce.
- Wybiliście cały oddział?? - zapytałam z uśmiechem.
- Zgadza się. - odpowiedział mi blondyn.
- No widzę braciszku, że czegoś się nauczyłeś. - po klepałam Zayna po plecach.
- Braciszku??!! - zdziwił się chłopak w lokach. Był przystojny i seksowny. Miał zielone oczy, dołeczki, loki i seksowne ciało. No, no.
- Tak. Poznajcie moją siostrę. Lexia jak ty się tu znalazłaś?? - zapytał mój brat.
- Alec mnie wydał. Cała grupa nie żyje. Zaatakowali nas gdy jedliśmy pizzę u mnie w mieszkaniu. Powiedział im, a ja mu ufałam. Jemu jedynemu. - powiedziałam i nagle przytłoczyła mnie bezsilność i smutek. Co ja teraz zrobię?? Zero broni, aut, kasy, ludzi...
- Alec?! Przecież był naszym przyjacielem. No, a co z Maxem?? Ma dopiero 14 lat. Alec na pewno się nim nie zajmie. - wywnioskował Zayn. Max!! Jezu!! To przyszywany brat Aleca. Al go nienawidzi. Max jest już martwy, albo ściga go FBI. Lub nawet sam Alec!! Kocham go jak młodszego brata. Nie pozwolę mu umrzeć.
- Matko, Max!! Muszę go znaleźć!! - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi. Zatrzymał mnie lokaty.
- Nigdzie nie idziesz. Jesteś podobno ważna, a ja nie po to brudziłem sobie ręce... - zaczął, ale ja wykręciłam mu rękę kopnęłam w goleń, dałam z łokcia w brzuch, powaliłam na plecy i usiadłam na nim okrakiem.
- No widzisz. Nie każdy jest taki zajebisty jak ja.- powiedziałam i wyciągnęłam jego broń i zapasowy magazynek. Wstałam, otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i szybko puściłam się pędem przez drzwi do wyjścia. Wiem, że mnie gonią, ale gdy wsiądę do samochodu tylko Zayn może mnie znaleźć.
Pędziłam przez policyjny parking. Zmierzałam do swojego samochodu. Miałam nadzieję, że kluczyki są w stacyjce. 
- Lexi!! - usłyszałam nawoływanie Malika. Przyspieszyłam i zobaczyłam swój samochód. Otworzyłam drzwi i dosłownie wpadłam do auta. Kluczyki... są!! Odpaliłam i ruszyłam z piskiem opon wymijając chłopaków. Max, wytrzymaj. 
* Oczami Zayna *
Gdy dostałem informację o tym, że Lexia została złapana wsiadłem do samochodu i bez wsparcia ruszyłem do siedziby FBI. Zadzwoniłem tylko do Harry'ego powiedzieć mu, że pomoc jest kurewsko potrzebna. Jezu jak Alec mógł ją zdradzić?? Był naszym przyjacielem. No, a Max?? To niewinny dzieciak. Wychowywał się bez rodziców. Ci którzy go adoptowali zmarli dwa lata później, a Max został pod opieką Aleca. Tyle, że Al go nienawidzi.
- Ruszać dupy!! - wykrzyknąłem. Wpadłem do swojego porsche razem z Harrym. Lou, Li i Niall pojechali Range Roverem. 
- Spokojnie. Zaraz ją złapiemy. To dziewczyna i nie ujedzie nawet kilometra. - powiedział Harry gdy ruszyłem paląc gumy.
- To moja siostra i jeździ szybciej ode mnie i od ciebie. - powiedziałem i przyspieszyłem. Pewnie pojedzie do domu chłopaków. 
- Harry sprawdź najszybszą drogę na Frest Street 60. To daleko, a jej nie dogonię. - poprosiłem loczka. Hazza wziął nawigację i zaczął szukać drogi. - Na najbliższym zakręcie skręcasz w prawo. Jedziesz cały czas prosto. Potem przez pół kilometra pod prąd. Potem zostaje ci prosty odcinek drogi do pokonania. - powiedział. Zwiększyłem obroty. Jadę Max. Wytrzymaj. 
* Oczami Lexi *
Szybciej kurwa. Został mi jakiś kilometr. Mogłam jechać na skróty. Kurwa zapomniałam. W oddali zobaczyłam dom Maxa. Przyspieszyłam po kilkunastu sekundach z piskiem opon zatrzymałam się przed budynkiem. Wybiegłam jak oparzona. Drzwi były uchylone. Weszłam do środka. 
- Max!! Max!!! Max to ja Lexi!!! Max!! - wrzeszczałam. Usłyszałam zduszony, słaby krzyk: 
- Tutaj.. - znalazłam. Pobiegłam w stronę salonu. Na podłodze leżał Max. Miał ranę na brzuchu.
- Max!! - opadłam na kolana obok chłopaka. Miał głęboką ranę na brzuchu. Na czole błyszczały kropelki potu, ale był blady. Nie zdolny do życia. 
- Mój boże. Maxi...co się stało? - byłam zdruzgotana. Do oczu cisnęły mi się łzy. 
- Alec... przyszedł..i.. strzelił.. powiedział... że.. jestem.. nikim... - czternastolatek ledwo oddychał i bardzo ciężko mu się mówiło. 
- Csiii... Max. Wszystko będzie dobrze. Wytrzymaj. Sprowadzę pomóc. Kocham cię jak młodszego brata. Nie zostawiaj mnie Max. Dasz radę. - mówiłam rozpaczliwie. Wokół chłopaka było mnóstwo krwi. On musi przeżyć. 
- Lexi!!!! Max!!! - to Zayn. 
- Tutaj!! - odkrzyknęłam. Odgarnęłam włosy Maxa z jego czoła. 
- Boże. Max. - usłyszałam załamanego Zayna. Max przymykał oczy. 
- Max!!! Max!! Max obudź się!! Zayn!! Zrób coś!! Max!! Wstawaj!! Nie zamykaj oczu!! Maxi!!! Max!! - płakałam. Po raz pierwszy od trzech lat. Głowa i ręce Maxa bezwładnie opadły. 
- Nie!!! Max!! Ty żyjesz!! Musisz!! Max!! - Zayn chwycił mnie za ramiona i pociągnął do góry. Przyciągnął mnie do siebie i głaskał po włosach. Ja wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową i płakałam. Max... 
- Zaraz będzie tu policja. Max nie chciał by, alby cię dorwali. Chodźcie. - powiedział Zayn. Miał mokre oczy. Dla niego to też było za dużo. Nie ruszyłam się z miejsca patrząc na ciało. Przede mną stanął lokaty.  Chwycił mnie za rękę, przyciągnął do siebie i wywlókł na powietrze. 
- Dziękuję. 
- Nie masz za co. Nie chciałem żebyś patrzyła na tego chłopaka. 
- Dlaczego?? - nie rozumiałam dlaczego jest taki opiekuńczy. 
- Nie wiem. - odpowiedział gdy byliśmy już na zewnątrz. Zobaczyłam Zayna, który stał przy porsche i...płakał. 
- Zayn. On nie żyje. - powiedział wtulając się w Malika. 
- Wiem. Jedziesz z nami. Wchodź. - powiedział ocierając łzy. Wsiadł że strony kierowcy. Ledwo trzymając się na nogach skierowałam się do drzwi z tyłu. Byłam w takim szoku, że myślałam tylko o tym, że zaraz zemdleję. Gdy obraz zaczął mi się zamazywać poczułam, że ktoś mnie podtrzymuje i prowadzi do samochodu. Potem widziałam już tylko ciemność i zielone oczy pewnego bruneta. 
*
- Lexi, Lexi obudź się. - słyszałam mojego brata. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam Zayna siedzącego obok mnie. Leżałam na łóżku w jakimś pokoju. Usiadłam i zapytałam się Malika
- Co się stało i gdzie ja jestem?
- Byliśmy u Aleca. Max... nie żyje. Zemdlałaś więc zabraliśmy cię do mnie. - kurwa. Max. Myślałam, że to jakiś koszmar. Zapomniałam, że life is brutal. 
- Zayn ja nie chcę prosić cię o pomoc, ale nie mam gdzie się podziać. I muszę dorwać Aleca. - powiedziałam. 
- Zostaniesz u nas. To też twój dom. Pomogę ci dorwać tego skurwiela. - zadeklarował Zayn. 
Alec, jesteś już martwy. 

Prologue

Rodzice, którzy z ochotą pozbyli się swoich dzieci. Brat, który zostawił swoją siostrę samą, ale jednak o nią dbał. Ona jednak tego nie dostrzegała. Wpadła w kłopoty jeszcze przed odejściem brata. Potem sama stała się kłopotem dla wszystkich, którzy ją poznali. Dlaczego? Bo nie mieli szans wyjść z tego spotkania żywi.
Jestem Lexia Anabell Malik, a to moja historia.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Oto prolog. Rozdział pojawi się niedługo.
Lottie :#


Hej!!!

Witam :)
Nazywam się Karolina, ale będę tutaj znana jako Lottie. To opowiadanie o Lexi Malik i Harrym Stylesie. Miłego czytania.
Lottie :#